PAMIĘTNIK ZNALEZIONY NA DNIE WALIZKI
30. 10.1991 rok
... Strasznie rzadko
piszę, albo tak niewyraźnie, że sama nie mogę odczytać, co napisałam poprzednio
i wyrzucam do kosza. Znowu nic nie wyszło z ostatniego związku, a właściwie
małżeństwa. Nie, z rzeźbiarzem . Z nim się szybko rozstałam
.Zaczął cierpieć na
niemoc twórczą , pod każdym względem , a jeszcze do tego zazdrościł mi mojej
kariery , więc stało się co się stać miało. Po prostu zawał
... w kopalni , gdzie rzeźbił w bryłach soli posągi zasłużonych
górników...Byłam wtedy z nim, ale zdążyłam odskoczyć. Kamień poleciał prosto na
niego. Mieczem wojujesz od miecza giniesz ...Stara prawda . Tylko syn po nim płakał , wtedy
jak znalazł krasnoludka przez niego wyrzeźbionego...
Zaczęłam
się martwić, czy kiedykolwiek z kimś ułożę sobie życie, bo niestety nie potrafię być
sama, ale nie trwało to długo...Otóż , prawie miesiąc
po incydencie z rzeźbiarzem zostałam zaproszona do studia telewizyjnego w
związku z promocją mojej książki. Po programie literackim był program sportowy
i poznałam pewnego, młodego , obiecującego , jak się o
nim mówiło ,bramkarza .
Był to wspaniały ,wysportowany
mężczyzna o pięknym imieniu Amadeusz. Niebywały talent w nogach. Jego ciało to
była sama poezja, w łóżku szalał jak dziki mustang...Broniłam się trochę przed
nim ,bo był znacznie
młodszy ode mnie, po za tym tylko sportowiec ,ale jemu to mu nie
przeszkadzało...Do tego kilka razy przebąkiwał o ślubie.
Owszem
podziwiałam go na boisku, nawet zaczęłam się interesować piłką nożną i
chodziłam na mecze, co mi się wcześniej nie zdarzało, zaś ku mojemu zaskoczeniu
Amadeusz przeczytał
dokładnie moją książkę , ale niestety mówił "poszłem
" i "wygło się", więc miałam trochę wątpliwości.
Niestety mieliśmy mało czasu dla siebie, więc się nad tym nie zastanawiałam.
W końcu
wydało się , iż jest równocześnie, oprócz mnie
związany z trzema kobietami, którym też obiecywał małżeństwo. Nagle zrozumiałam
skąd te dodatkowe treningi i zgrupowania.
Byłam
załamana, ale los go pokarał. W mieście B padał deszcz, trawa i ziemia na
boisku była mokra , odbijając piłkę wpadł na bramkę potem bramka na niego, i go
rzeczywiście "wygło". Doszło do uszkodzenia kręgosłupa , wprawdzie niegroźnego , ale czeka go
rehabilitacja . Całe
szczęście ,że tylko tak się skończyło, bo to nie było wielkie
uczucie z mojej strony i złość na niego szybko mi przeszła, chociaż jego łydki
czasem mi się śnią po nocach.
Te trzy głupie ,niedoszłe narzeczone opiekują się nim na zmianę.
Jeśli o mnie chodzi pozostało mi tylko zainteresowanie piłką nożną i synowi też.....
|