ORIENTALNY KOCHANEK

     

... Nazajutrz wczesnym świtem, o tak nietypowej dla niej porze Matylda samotnie spacerowała wzdłuż morza. Na ramieniu trzymała wypchaną torbę plażową. Wyraźnie wypatrywała kogoś na niezbyt wyraźnym widnokręgu, spoglądając co chwilę na komórkę i zegarek. Wreszcie , usiadła na piasku. W tym momencie rozległ się cichy plusk, podniosła głowę i szybko wstała.

Do brzegu zbliżał się niewielki jacht, wyskoczył z niego śniady mężczyzna, zobaczył dziewczynę i szybko skierował się w jej stronę. Padli sobie w objęcia.

- Sayid ! - szepnęła czule - to ty ,naprawdę ty ! - kontynuowała po arabsku. Bałam się , że nie będzie zasiegu i mój SMS do ciebie nie dotrze...

- Matyldo ! - teraz on wyszeptał z obcym akcentem jej imię - Kocham cię ! Od naszego pierwszego spotkania w Wenecji tylko o tobie myślę. Więc jesteś zdecydowana, jakże się cieszę!

- Tak, najdroższy - odparła ciepło

-         Ale ...w końcu jeszcze on , Ksawery jest twoim mężem...- stwierdził smutno.

- Ty też nim przecież wnet będziesz! Tylko się rozwiodę. Chociaż...trochę mi go żal...On tak mnie kocha...

- Słuchaj, to ja dla ciebie zostawiłem Omenę z dziesięciorgiem dzieci, które muszę utrzymywać - rzekł z wymówką...

- ...Ale masz ropę naftową, olbrzymie złoża, mój ty potentacie finansowy - przerwała mu tuląc się.

- Mam nadzieję, że pokochałaś mnie ,nie dla mojego bogactwa, tym bardziej, że płynąłem tu do ciebie przez morza i oceany, bez żadnej ochrony narażając swoje życie , konta i reputację!

-         Skądże , mój kochany , jak możesz tak myśleć - gładziła go po policzku....






 
  Powrót na START