AMANT

-         E, tam panie Staszku - co też pan opowiada, gdzie mi tam to w głowie!

Ja już mam prawie pięćdziesiąt lat! Kto by chciał starą babę! - zarumieniła się , przekładając nerwowo gazety. Jeszcze pół godziny i zamknie kiosk. Pójdzie do domu, oglądnie sobie serial brazylijski...

Ale Staszek nie ustępował. Oparł łokcie o ladę i patrzył na nią tak, że ciarki chodziły po nogach. Zawsze ją brało od nóg. Jej świętej pamięci nieboszczyk Józek mówił często, że powinna nosić spódnice do kostek bo najbardziej świntuszą jej nogi. Zwłaszcza jak sobie trochę podpił, to lubił takie rzeczy opowiadać... Strasznie był napalony na łóżko... Dobry był z niego chłop. Nie myślała o drugim. Dzieci już na swoim. Nieźle zarabiała. Czasem wpadała do niej Asia - najstarsza dziesięcioletnia wnuczka, bardzo rezolutna i pomagała jej sprzedawać.

Bywało , że wracała sama bardzo późno, na przystanku już nie było ani żywego ducha, pośpiesznie zamykała kiosk i prawie biegła na skróty do domu. Dawniej przychodził po nią Józek, zresztą były inne czasy, spokojniejsze. Teraz starała się nie dopuszczać do siebie myśli, że trochę się boi, tym bardziej, że od jakiegoś czasu zaczęła krążyć po okolicy legenda o "Czarcim dole", który miał się tu w pobliżu znajdować. Wolała nie znać szczegółów, ot ludzie różne głupoty plotą....

W miasteczku było bezrobocie. Ktoś odkrył w otaczającym lesie źródełko, stwierdził jego nadzwyczajne właściwości, wybudował pensjonat, potem coś w rodzaju prywatnego gabinetu odnowy biologicznej, zatrudnił kilkoro ludzi, teraz aby uatrakcyjnić miejscowość potrzebna była legenda... "Czarci dół", co to takiego, czasem miała dziwne sny....Żegnała się szybko po przebudzeniu : " sen , mara, Bóg , wiara" - powtarzała jak kiedyś jej matka. Ale teraz nosiła na szyi medalik poświęcony przez samego Ojca Świętego, który przywiozła jej młodsza córka z pielgrzymki do Watykanu, więc nic się jej nie mogło stać...

Pewnie , że czasem ją brało, zwłaszcza jak takie różne sceny pokazywali w telewizji, robiło się jej gorąco w głowę i trzęsło od nóg... Albo te czasopisma o seksie, których pełno było w kiosku, przeglądała je w wolnych chwilach, a potem jej było wstyd wobec samej siebie i pamięci nieboszczyka....

  -         Gdzie tam pani stara , pani Halinko! Pani lepsza niż niejedna młódka! - tak mówił,

a oczy mu coraz bardziej świeciły. Może od tych gwiazd, których tyle było na niebie... Wydawało się jej, że mrugały do niej porozumiewawczo, jakby były z nim w zmowie, a w księżycu było coś takiego jak w tych nieprzyzwoitych gazetach... Nie potrafiła tego nazwać, tego nagiego, lepkiego i przyjemnego, co ją tak wciągało jak nigdy dotąd... Czuła , że za chwilę ten Staszek wpakuje się do środka cały, razem z tymi gwiazdami i księżycem.


 
 
 

 
  Powrót na START